czwartek, 25 października 2012

7.

W zasadzie to jedną nogą mieszkam już "u siebie". W pokoju zostało mi już tylko biurko, które jutro już zostanie zabrane, i łóżko, które nie jedzie wcale, a no i fotel,a le on też zostaje. Zostały jeszcze dziury w ścianach po półkach, półeczkach, obrazkach i takich tam.
Czy jest mi przykro? W pewnym sensie tak. 25 lat zycia zostawiam w swoim pokoju, kłótnie, spotkania z przyjaciółmi, wieczne wylegiwanie się z DD na moim łóżku.
Wczoraj byłam w moim nowym miejscu zamieszkania, i jakoś mi się miło zrobiło jak sobie pomyślałam, że będziemy tam razem, że będziemy mówić "u nas", "do nas".
Moje nowe mieszkanie jest ciepłe, przytulne, i takie jak powinno być. Już za chwilę, już niedługo, myślę, że dam/damy jakoś radę.

wtorek, 23 października 2012

6.

Gram o kuchnie za 50 tysiaków. Pewnie wygram.

W pracy się ze mnie śmieją, że robię liste rzeczy do zrobienia na nadgarstku, no cóź, niektórzy robią przypomnienia, ja bazgram na skórze.

Nie spakuję się nigdy! To jest niekończąca się opowieść!

Od dzisiaj jestem posiadaczką (tym razem) różowej szminki, i jest to mój faworyt!

Wszyscy wszystkich obgadują. Gadają ze sobą, zgadzają się, potem jedna osoba się odwraca i mówi różne rzeczy na tą co przed chwilą odeszła. Boli mnie głowa od tych wszystkich informacji, muszę uważać żeby nikomu nic nie wygadać, stoję tylko i się uśmiecham bo nie chcę w tym brać udziału. Każdy na każdego, koleżanka na koleżankę, dziewczyny na chłopaków (no tu się przyłącze czasami). Kiedyś było inaczej. I czemu wszyscy mówią to wszystko akurat do mnie?

“Pancakes make me want to dance. It’s something you should know about me. I’m not even kidding.”
 

niedziela, 21 października 2012

5.

Jeżeli kiedyś, kiedykolwiek, powiem, że nie mam w co się ubrać to proszę mi przypomnieć ten piękny, sloneczny, jesienny dzień w którym to pakując się, nagle, w połowie zabrakło mi całkowicie miejsca na chociażby gumkę do włosów...
W sumie to 1/3 spakowana, reszta.... Na śmietnik?
Oszaleję.
Za to znalazłam fajny przepis.
Nie wiem jak się spakuję, nie zapakuję się do worków na śmieci, moje ubrania/rzeczy są dla mnie ważnym elementem, nie mogę tak ich traktować.
Mama mi dała pomidory w puszce, i fasolę. Jeden obiad do przodu.

Postanowiłam się zestarzeć i zacząć się malować szminką. Czemu zestarzeć? Bo szminką w mojej rodzinie malowała się jedynie babcia. Zaczęłam od takiej co to jest łatwa w użyciu, bo w pisaku. Faktycznie, dziwne uczucie jakby paćkało się po ustach flamastrem. Dzisiaj zaszalałam i zostałam posiadaczką szminki, takiej zwykłej, jak to kobiety używają (nie jak dzieci- flamastry). Szminka ma piękny brudno różowo-jagodowy odcień, dość naturalny, jestem zachwycona. Zaszaleję następnym razem. Może różowa?

Pojechałam po buty na koniec świata... To jest dowód tego, że dla pięknych rzeczy jestem  stanie wycierpieć dużo. Buty są.

środa, 17 października 2012

4.

Pisałam, że zakupy, że nic nie kupię i takie tam... no tak, bzdury gadałam. Wróciłam do domu jako posiadaczka 3 koszulek, pierścionka (najlepsze!), i dwóch filmów, kole kupiłam jeszcze, ale nie wiem czy to się liczy.
Pojechaliśmy z jego rodzicami... zawsze jakoś dziwnie się czuję kiedy z nimi jedziemy.

Nie mogę się z nim dogadać. Miałam być spakowana częściowo na sobotę, ale muszę iść do pracy i nic, zero odzewu, czy wcześniej czy później, czy wcale... zaczyna mnie to męczyć. On sam od siebie nic mi nie powie, o nic nie zapyta, co nam potrzebne, czego nam brakuje. Mam tego dość. Nie zrobię nic, i nie mam zamiaru się pakować i jak kretyn potykać się o własną walizkę. Czuje się tak jakby jemu było wszystko jedno. Czy mamy garnek, czy też go nie mamy... co za różnica. Odpuszczam sobie.
Nie mogę oddychać, jestem przerażona, i z dnia na dzień czuję się gorzej. Najgorsze jest to, że czuję się samotna...
Zostałam sama, z pokojem pełnym rupieci, meblami których nie złoże i nie rpzewioze autobusem, czemu nikt mi nie chce pomóc?
nie mogę oddychać.

Jestem wykończona...

niedziela, 14 października 2012

3.

Urobiona jestem po pachy. Niedługo samej kasy z nadgodzin będę miała tyle co wypłaty. I chociaż miesiąc będzie jednym z tych tłustszych z czego bardzo się cieszę, ale... po prostu nie wiem czy długo tak pociągnę. Codziennie 8 godzin pracy, i potem zamiennie lekcje/nadgodziny, a co, ewentualnie i lekcje i nadgodziny.

Dzisiaj w nagrodę po ciężkim tygodniu, jadę na zakupy. Zakupy zaproponowane przez mojego D., nie, nie przeze mnie, przez niego! Bo plecak, bo tusz do drukarki i coś tam jeszcze.
Kupię może wreszcie tłuczek, i stojak na ręczniki papierowe. No dobra! Tylko zobaczę ten sweter, i tylko pooglądam całą tą masę pięknych rzeczy! Obiecuję! Ewentualnie dotknę, a już bardzo ewentualnie tylko przymierzę. Obiecuję! A nie, sweter kupię, mama mi obiecała, mama moja to dobra kobieta, która tak jak ja lubi te milusie, kolorowe rzeczy...
"shopping is my cardio" i tego się trzymajmy!

Na spotkania towarzyskie ostatnio nie chodziłam, zmęczona pracą, zajęta mieszkaniowymi zakupami, albo chociaż raz w tygodniu półprzytomne (bo po męczącej pracy) spotkania z D. Wysiadałam. Wczoraj się udało, upita 5 kawami, kolą, i po godzinnej drzemce zwarta i gotowa poszłam! Tylu głupot w jeden wieczór już dawno nie słyszałam, niektóre niestety wypowiedziane przeze mnie, no cóż, alkohol ostatnio miesza mi w głowie i wcale dużo mi nie trzeba, trochę cytrynówki i człowiek jest zaprawiony na 102.  Jakby to złożyć w jedno wyszła by wielka, nie za bardzo zrozumiała paplanina... bo w końcu: dwie nogi, i jeszcze jedna noga.

Nie mogę się doczekać jak będę mu gotowała obiady.




poniedziałek, 8 października 2012

2.

mama: kupujesz zielone buty? BIERZ JE! pasują ci do patelni.

mama mistrz!


W pokoju mam już tyle rzeczy, że zaczyna mi brakować miejsca. Pod telewizorem mam chlebak, a koło szafy kołdry, kocyk, poduszeczki, a w wielkiej niebieskiej torbie którą za grosze można dostać w Ikei wszystko co prawdziwa pani domu w kuchni potrzebuje, nawet herbata już tam jest. Mama zaoferowała, że kupi mnie/nam papier toaletowy- nie odmowiłam.
 Ostatnio pewna koleżanka ma, stwierdziła, że za bardzo się stresuję. A niby cala ta wyprowadzka, duże miasto (no w porównaniu do mojej pipidówy to miasto jak się patrzy) i te ciągłe bóle głowy, i brzucha to z nerwów niby. Nie wiem.
Będę zdana tylko na siebie i na niego, no jak ja mam się nie denerwować? A jak ja nie dam rady? A jak on nie będzie sprzątał? Ja nie będę miała siły na nic? A on nie będzie się niczym przejmował? A jak nie znajdę pracy?

 W pracy atmosfera jest jakaś nieprzyjemna. Zło wisi w powietrzu. Dostałam umowę o pracę do końca marca, co oznacza, że w kwietniu jeszcze dostanę wypłatę, a to natomiast oznacza że kasą mogę się zacząć martwić dopiero od maja!


Niebieski lakier do paznokci jest taki ładny!